Dedykuję Joli Łagodzińskiej – mojej drogiej przyjaciółce i czytelniczce

 

Walentynki… za cztery dni!

Miłosne tematy, które niezmiennie się Państwu podobają, zawsze owiane są nutką tajemnicy. Nie rozgłaszamy tego co najlepsze. Mnie jest może łatwiej, bo solidaryzuję się z buddyjską filozofią: kocham cię, dlatego w niczym cię nie ograniczam. Ty jesteś wolny i ja jestem wolna. Wydaje mi się, że tyle dla miłości możemy zrobić. Puścić wolno. Dopiero wtedy ma szansę przetrwać. Ale może się mylę i wcale nie musicie Państwo myśleć jak ja.

Ta dojrzała, długa miłość jest czymś innym niż stan zakochania, który uwielbiamy, a zdarza się tylko kilka razy w życiu. Podobno sekunda wystarczy, żeby się zakochać. Zagrają hormony i dopada głupawka. W szaleństwie nieograniczonego szczęścia potrafimy nie jeść, serce bije szybciej, podwyższa się ciśnienie krwi. W stan euforii wprowadza nas PEA. Działa jak narkotyk i wystarczy wywołać w myślach obiekt uczuć, aby natychmiast dostać nową działkę. Podobałoby się nam myślenie, że stan zakochania to boski dar, sygnały wysyłane i odbierane poza świadomością. Ale nic bardziej mylnego. Choć to takie romantyczne że serce cierpi, to wyłącznie dlatego, że sygnały dostaje z mózgu.

Moje dwie jednoczesne miłości bardzo się od siebie różnią. Jedna jest vip-em, a druga operatorem śmieciarki. Obie są wielkie, jednakowo ważne i nigdy z żadnej bym nie zrezygnowała. Tylko dlaczego dwie? Bo nawet największa głupawka ma różne oblicza i co innego wnosi do życia. Operator śmieciarki jest pomysłowy, zabawny, szalony. VIP bardzo mądry, uważny, przystojny. Dzięki nim moje życie jest barwne, mam za kim tęsknić i o kim myśleć. Mam kim się cieszyć i być dumna. I nic mnie nie obchodzi, że to tylko projekcja mózgu. Przy moich miłościach się uśmiecham i świat staje się lepszy. Jeden jest moim przyjacielem, a drugi wnukiem.

Dodaj komentarz